28 października 2013

Pierdolec

"- Zaściankowi literaci od siedmiu boleści - prychnęła [...]. - Zawsze wiedziałam, że zadupia szkodzą na umysł, ale żeby aż tak? Nie rozpoznalibyście metafory, nawet gdybyście się o nią potknęli. Różowy królik to metafora znaku. Cechy charakterystycznej. Czegoś niepowtarzalnego, czegoś, po czym w mgnieniu oka ludzie będą cię rozpoznawać, kojarzyć. Przykład siedzi przy tym stole i udaje, że tworzy. Konrad Romańczuk, facet z różowym królikiem, przy okazji pisarz. I o to właśnie chodzi. Pisarzy jest jak psów, a różowy królik jeden. Tak, dobry różowy królik to połowa sukcesu.
- A pierdolec już nie wystarczy? - zapytało wcielenie niewinności zwane Konradem.
- Wśród artystów? Kpisz czy o drogę pytasz?"

Na szczęście, ja oprócz pierdolca, mam jeszcze gabiki ;D


Fragment książki "Dożywocie" Marty Kisiel. Naprawdę, warta polecenia. Szczególnie, jak się ma chandrę, gdyż poprawia humor wyśmienicie. Czyta się bardzo szybko.

Zawiera też podejrzanie wiele wspólnych cech z Gabikami. Zbyt wiele.


25 października 2013

Trudne pytanie natury Gabika

 Załączam fragment rozmowy mojej z Aniołkiem.

Gabi_MAG: 
  Widzę, że Aniołkom się nudzi.
Juliaa:
  AniołkOM?
Gabi_MAG:
  Ja na monitorze mam jeszcze ze 3 aniołki wymalowane żółtą farbką.
Juliaa:
  Fioletowy te nietoperze skrzydła nie przypominają anielskich =.= Taaa.... Żółty ma do mnie ostatnio słabość, bo chce chodzić ze mną na basen.
Gabi_MAG:
  No tak, a Gabik nie chce, więc widzisz, Żółty bardziej kosia Aniołka.
Juliaa:
  A Różowy bardziej kocha ciebie niż Tygryska, bo u ciebie łatwiej znaleźć coś słodkiego. A Fioletowy kocha Tygryska, bo ma większość czasu dom dla siebie... i może spokojnie psuć i niszczyć. Więc czemu u mnie mieszka Fioletowy, u ciebie Żółty, a u Tygrysa Różowy?

I to jest pytanie, na które nie bardzo znajduję odpowiedź. Ktoś ma jakieś pomysły?

21 października 2013

Spacerek

Ze względu na ładną pogodę, Gabik postanowił iść na spacer. Jakikolwiek i gdziekolwiek. Piękna pogoda, ciepło. Aż żal siedzieć w domu.

Z tej okazji, umówiłam się z Wiedźmą i Krasnoludem. Mieliśmy jechać w tereny pagórkowate, potocznie zwane Gorcami. Niestety, Wiedźma postanowiła się rozchorować i została w domu. Tak więc, na spacer, udałam się sama z Krasnoludem.

I to był błąd. Nie było z nami Tygryska, więc nie miał kto Krasnoludowi dotrzymać tempa. Nie było Wiedźmy, więc nie miał kto go spowolnić. Został tylko mały Gabik na placu boju i gonił zawzięcie za Krasnoludem. Ile mu sił starczyło.

Jaki był tego wynik? Mieliśmy trasę na 3 godziny. I zrobiliśmy ją w 3 godziny - wliczając w to, wypicie herbatki i zjedzenie ciasteczka w schronisku. I oczywiście pooglądanie widoczków.






Tatry było widać przepięknie. Niestety, nie podsiadam aparatu fotograficznego, więc jakość zdjęć jest, jaka jest. Ale niebo przynajmniej ładnie wyszło. I te wszystkie chmurki.

Gdy schodziliśmy w dół, minęliśmy wycieczkę, w ktorej było kilkoro dzieci. Akurat zobaczyly krowę. I dwie dziewczynki zaczęły biec do tej krowy i krzyczeć:
"Daj nam Milkę! Daj nam Milkę!"
Myślałam, że padnę ze śmiechu. Byliśmy już dużo dalej, gdy dobiegł nas wrzask tych samych dziewczynek. Dało się z tego wyróżnić: "Krowa nas atakuje!"
Gdy się obróciłam, zobaczyłam, na czym ten atak polegał. Krowa, popatrzyła na dzieci i zrobiła dwa kroki w ich stronę. I to tyle na temat ataku. Krasnolud tylko stwierdził, że większość tych krzyków brzmi, jakby mali orkowie atakowali.

Zgadza się. Nadmiar świeżego powietrza i ruchu szkodzi.

17 października 2013

Butelka Frugo

Gabik jest amatorem Frugo. Czarnego oczywiście. Jeśli mam pić jakiś sok, to najlepiej ten. Jak większość soków w ostatnim czasie, pod nakrętką jest jakiś tekst. Gabik otwiera swój soczek, patrzy pod nakrętkę, a tam napis:

"McGyver zrobiłby z tej butelki samolot, a ty?"

I tutaj Gabik miał zagwozdkę i dylemat. Albo zrobić odrzutowiec, albo helikopter. I nie mogłam się zdecydować. Z pomocą przyszły dziewczyny.

Wiedźma: Zrób wahadłowiec. Taki do lotów kosmicznych, co się będziesz ograniczać.
Na co Aniołek: Daj Fioletowemu. Będzie wybuchowiec.
I Tygrysek podsumowała: Ja chciałam wazonik. Ale fioletowy się uparł przy bombie.

To tyle, na temat butelki po Frugo. Problem niejako rozwiązał się sam. Po prostu wybuchł. Dobrze, że butelka była pusta.

    15 października 2013

    Naleśniki

    Gabik naleśników nie robi. Z natury. To znaczy, bardzo lubi naleśniki, ale gdy kiedyś, dawno temu, po raz pierwszy w swym gabikowym życiu, robiłam sama naleśniki, zapomniałam dodać jajek i usmażenie tego, było jednym wielkim koszmarem. [Nie, V.Y.P., to nie o was. Tym razem...] Przez to, zraziłam sie trochę do tego dania i ich po prostu nie lubię robić.

    Tymczasem, gdy ostatnio buszowałam po sklepach z Mamą Mufinka, zobaczyłam patelnię do naleśników. Ceramiczną, do kuchni indukcyjnej i, co najważniejsze, tanią. Te patelnie przeważnie są podejrzanie drogie, tymczasem ta była za jakieś małe pieniądze. Nie zastanawiając się, zakupiłam. Efektem tego było zrobienie naleśników. Przecież trzeba wypróbować, czy zabawka działa.

    Naleśniki wyszły średnie. To chyba były moje trzecie naleśniki w życiu, więc jeszcze nie mam wprawy. Trochę za twarde ciasto, ale wszyscy zjedli. Nie marudzili. Patelnia? Rewelacyjna. Od razu ładnie się smażyły, już pierwszy wyszedł piękny. Malutko tłuszczu, nie przywierają, ładnie się obraca. Może nawet nauczę się kiedyś podrzucać naleśniki.

    Gdy skończyłam, przypomniałam sobie, czemu jeszcze nei lubię ich smażyć. To jest czasochłonne i wymaga ciągłego stania przy kuchni.A ja nie robię dwóch naleśników, tylko tyle, ile mi wyjdzie z 1kg mąki.

    Komu najbardziej smakowały? Oczywiście, że... Fun-Funi. Nie sądziłam, że jest taką amatorką naleśników. Jak sobie wreszcie usiadłam, z herbatką, przychodzi Fun-Funia i fuczy, piszczy, skomle. Chce na podwórko. Ech... Wstałam, zeszłam na dół, by ją wypuścić, a ta zamiast do drzwi, to do kuchni. Cóż miałam zrobić? Jak już zeszłam, to dałam jej naleśnika. Wracam na górę, a tu powtórka z rozrywki. Przeszło jej dopiero, kiedy wyrzuciłam ją siłą na podwórko razem z Księżniczką Sarą.

    To tak w ramach, jakby ktoś się dziwił, czemu tak dużo naleśników się smaży. Poza domownikami rodzaju ludzkiego, jeszcze mam dwóch dodatkowych amatorów naleśników. Oczywiście Gabików nie liczę. One nie pytają o zdanie, ich karmić nie trzeba. Same sobie zabierają naleśnika i tyle je widziano. To znaczy jakby ktoś szukał, to w lodówce na pewno kilka[naście] się ukrywa.

    Pocieszające jest, że Aniołek obiecała mi naleśniki, jak będę u niej. Więc prawdopodobnie następne naleśniki po prostu dostanę. Nie będę musiała sama robić. I zawsze mam Tygryska, który też robi przepyszne naleśniki. I Mamę Mufinka, która oczywiście robi najwspanialsze naleśniki na świecie.

    14 października 2013

    Jesień

    Ziemia okryta delikatną kołderką porannej mgły.
    Słońce leniwie wstaje.
    Liście pożółkłe, na wietrze tańcząc, zwiedzają świat.
    Kolory jesieni, w przepięknej palecie barw,
    swym pięknem wzrok przyciągają.
    I niebo, niebieskie, przeslicznie sie uśmiecha.
    To jesień. Najpiękniejszy czas.

    Gabik w prawdzie poetą nie jest, ale uwielbia jesień. Taką, jaką teraz mamy. Piękną, słoneczną, ciepłą. Może troszkę za ciepło jest, ale nie będziemy wybrzydzać.

    Jedyne, czego brakuje, to tydzień wolnego i góry.

    10 października 2013

    I po egzaminie

    Niestety. Gabik nie zdał egzaminu. Dużo w tym mojej własnej, gabikowej winy, bo nie przykładałm się do nauki tak, jak powinnam. Nie potrafiłam, albo nie chciało mi się. Ciężko stwierdzić.

    Testy przeszłam. Nawet nie wiem, ile miałam punktów. Ale to i tak nieważne. Pisemny niestety oblałam. Na 3 pytania, odpowiedziałam tylko na 2. To znaczy napisałam na wszystkie trzy, ale to trzecie było nie na temat. Miałam za nie 0 punktów. Żeby zaliczyć, trzeba mieć minimum 15 punktów, na 21 punktów możliwych. Ja miałam 13 punktów. Za pierwsze pytanie - 7 na 7 możliwych. Na drugie - 6 na 7 możliwych. No i to trzecie... 

    Jeszcze rankiem, koleżanka mi pokazywała dokładnie to pytanie i schemat odpowiedzi. Niestety, nie zapamiętałam, gdzie tego szukać. A na egzaminie chyba trochę spanikowałam. Mało czasu, dużo pisania. Już na końcu wiedziałam, że piszę nie na temat, ale nie byłam w stanie znaleźć, gdzie jest poprawna odpowiedź. No i liczyłam, że może jednak gdzieś ten 1 czy 2 punkciki się znajdą. Bo pierwszych dwóch pytań byłam pewna.

    Niestety. Komisja oceniła tak, a nie inaczej. Kłócić się nie ma sensu, bo po co. Razem ze mną, nie zdały pisemnego jeszcze 3 inne osoby. W sumie, z 15 osób na ustny przeszło 11 - bardzo dobry wynik. Wręcz rewelacyjny, bo zazwyczaj do ustnego dociera około 5-6 osób.

    Jak poszły ustne, nie wiem. Ale podejrzewam, że albo wszyscy zdali, albo jedna, może dwie osoby odpadły.

    Gratuluję wszystkim, którym się udało zdać. A ja składam papiery i wysyłam, by jak najszybciej mieć kolejny termin. W prawdzie czeka się przeważnie 4 miesiące, ale czasami można się szybciej gdzieś wcisnąć. Na chwilę obecną, przewiduje luty.

    Niestety, rytualnego spalenia podręcznika nie bedzie. Jeszcze.

    A to, co dostałam dzień przed egzaminem. J-łowca i karteczka od V.Y.P.a. Co łatwo rozpoznać, po kolorach.


    03 października 2013

    Rekrutacja zakończona

    Rozmowa kwalifikacyjna, była strasznie stresująca. Teoretycznie, nie powinna, w końcu wszystkich się zna. Ale może właśnie z tego powodu, Gabik stresował się jeszcze bardziej.

    Pytania miałam z rozporządzenia, którego nie cierpię, nie rozumiem i równie dobrze, dla mnie mogłoby być po chińsku. I to tylko dlatego, że z japońskiego cośkolwiek rozumiem. Chociaż... Znaczków i tak nie rozróżniam, więc w sumie, po japońsku też by mogło być. Dlatego, rozmowa mi nie poszła i jestem z niej bardzo niezadowolona.

    Dzisiaj pani kierownik przyszła, i mówi, że najwięcej punktów z rekrutacji miał kolega P, który pracuje tutaj już 4 lata. Najwyższy czas, by dostał etat. Ile lat można pracować na zastępstwach? Drugą osobą była koleżanka J, która z kolei posiada uprawnienia. I to zarówno z zakresu 1 jak i 2. Ja tylko z zakresu 2.

    Oficjalnych wyników jeszcze nie ma, ale raczej te dwie osoby dostaną etat, skoro miały największą liczbę punktów. Ja się nie załamuję. Nie ma powodu. Możliwe, że gdyby nie egzamin za tydzień, lepiej bym się przygotowała do rekrutacji. Niby zakres się pokrywał, ale na egzamin rozporządzenia i ustawy, które się akurat pokrywały, muszę znać tylko do testów. A tutaj trzeba je było znać prawie na pamięć.

    Z pocieszających informacji, jest duże prawdopodobieństwo, że na początku przyszłego roku będzie kolejna rekrutacja. Mam nadzieję, że to prawda. A jeśli tak, to wtedy będę miała więcej czasu na przygotowanie się tylko z tego, co muszę umieć na rekrutacje.

    Wracam do nauki na egzamin. Może chociaż to uda mi się zdać. I wtedy miałabym już całkowity spokój. Koniec nauki. Byłoby cudownie...