28 kwietnia 2013

Spaghetti

Tak! Zgadza się! Wreszcie dostałam swoje obiecane spaghetti. Czekałam na nie ponad 2 lata. Ale... Było warto!

Zaczęło się od wycieczki. Jak zwykle, wyjechałam z domu spóźniona. To chyba te kobiece cechy przebijają się przez naturę Gabika. Podróż zajęła nam trochę ponad godzinę. W mieście docelowym się nie zgubiłam. Co jest trochę dziwne zważywszy na to, że na mapę popatrzyłam pobieżnie. Ale miałam na szczęście dobrego przewodnika. Albo raczej dwóch.

Od progu przywitano nas stwierdzeniem, że spaghetti nie ma, zjedli. Nie poczekali. Ale jak bardzo chcemy, to nam pizzałke zamówią. Blisko jest, po sąsiedzku mają. Skoro nie było mojego spaghetti, to chciałam wracać, ale na szczęście znalazło się trochę. Uff. Moje spaghetti!

Spaghetti Carbonara - przepyszne. Potem było ciasteczko - sernik własnej produkcji. W sensie nie mojej tylko pani domu. Była też kawa mrożona z lodami i bitą śmietaną. I na sam koniec była galaretka również z bitą śmietaną i orzechami. Po prostu pychotka.

Była propozycja abym wracała na piechotę za samochodem, ale nie było nikogo, kto by ten samochód pokierował. Więc mnie nie zostawili.


24 kwietnia 2013

Nie ma to jak praca

Pewna szanowna pani, teoretycznie pracująca w administracji, według mnie pracuje na bazarku. Dlaczego? Dużo dziwnych rzeczy potrafi wozić z pracy. Naprawdę przeróżnych.

Przykład? Nie jeden, proszę bardzo.

Domowej roboty pierożki, za niewielką cenę - do wyboru, do koloru. Z mięsem, ruskie, z kapustą kiszoną, kapustą słodką, z kapustą i grzybami, z jabłkami, jagodami, truskawkami i innymi owocami. Także z serem feta i szpinakiem są. Proszę bardzo. Do tego można też dostać krokiety, kluski i inne wyroby domowe. Mnie pasuje - na robienie pierogów trzeba mieć czas - ja tego czasu nie mam, a jak wracam późno do domku, to pozostali mogą sobie ugotować właśnie pierożki.

Pasztet domowej roboty też jest.

Jajka - też się zdarzyły.

Bielizna, bluzki, spodnie - bez problemu.

Jednak szczytem wszystkiego, jest krawcowa. Podobno reperuje spodnie. Gabik miał kilka par spodni, które wymagały naprawy - wiadomo, w udach się przecierają, gdzieś tam jakaś dziurka wyskoczy. No nie da się biegać w takich spodniach do pracy. Ani nawet na miasto wyjść. Więc jak się dowiedziałam, że jest taka pani, która takie rzeczy reperuje, niewiele myśląc, wsadziłam wszystko do siatki i zawiozłam. Po tygodniu spodnie są naprawione. 5 par za całe 37zł. W szoku jestem... Z tego co wiem, to dobra krawcowa bierze 20zł od jednej pary. O kupnie nowych nie wspominając - nawet nie chodzi o cenę, tylko o krój. Nigdzie nie ma tego, co Gabik by chciał i co by na Gabika pasowało.

Sama pracuję w administracji, jednak nic mi nie wiadomo, by u mnie były takie rzeczy. Wiem, że jedna pani ma sklepik. Tam są do kupienia rzeczy sprowadzane od naszych zachodnich sąsiadów. Głownie chemia. Wiem, że przychodzi pani, która sprzedaje sery własnej produkcji. I wiem, że codziennie bywa pani, która sprzedaje śniadania - kanapki, sałatki. Ale to nie jest bazarek. Nie ma takiej różnorodności.

Możliwe, że w większości tego typu miejsc pracy szerzy się handel. Wręcz nielegalny. Ze względu na to, że gówniarz jestem i mało mam lat pracy na karku, to takie rzeczy mnie po prostu zaskakują.

Więc siedzę sobie i dziwię się. I cieszę się, że za tak niewielkie pieniądze, mam naprawione spodnie :P I nie muszę się męczyć, ze znalezieniem spodni, których nie da się kupić, bo są niemodne. Pff.


22 kwietnia 2013

Cybergabik?

Chyba jednak istnieje. Albo coś w tym jest, że metale ciężkie "wzmacniają" Gabiki.

Miałam pracowity weekend. W sobotę umyłam okna. W prawdzie tylko na jednym piętrze - to są 3 duże okna i jedno małe, łazienkowe, ale połowa za mną. Żeby tego było mało, Tata wymienił koła w samochodzie swoim i gabikowym, umył i wysprzątał w środku. Więc Gabik musiał umyć szybki w obu samochodzikach. Do tego upiekłam ciasto - murzynka. W niedzielę tylko poprasowałam.

Natomiast mój kręgosłup... W sobotę wieczorem sam nie wiedział, w której pozycji mu wygodniej. I chyba rozważał możliwość wyjścia, stanięcia obok i jeszcze pokazania mi języka. Co by mi za dobrze nie było. W niedzielę natomiast odkryłam, że jeszcze ramiona mnie bolą. Dziwne... Naprawdę dziwne zjawisko...

Więcej rewelacji nie było. Żółty wymoczył się w sobotę, więc w niedzielę się suszył. Różowy pomagał wybierać Tygryskowi nowe ubranka - wszystko w czerwonych kolorach. Natomiast Fioletowy wybrał się razem z Aniołkiem na imprezę urodzinowa i udało mu się wysadzić tylko tort. Ale co to za impreza bez tortu niespodzianki?

17 kwietnia 2013

Poranne rozmowy w pociągu

Wiedźma: Ciemność widzę!
Gabik: Ja nic nie widziałam.
Wiedźma: Czy to oznacza, że jestem nienormalna?
Gabik: Ja widzę Gabiki. Chcesz o tym porozmawiać?





Gabik: Głodna jestem. Spać mi się chce.
Wiedźma: Głodna? Śpiaca? No co ty.
Gabik: Głodna, głodna. A śniadanie dopiero za pół godziny jak dojdę do pracy. Tylko, że wtedy już odechciewa mi się jeść.
Wiedźma: Mówisz, że po spacerze na tym świeżym powietrzu ci się odechciewa?
Gabik: Tak najem się ołowiu i innych metali ciężkich, że przestaję być głodna.
Wiedźma: Cybergabik.

16 kwietnia 2013

Szkolenie Gabika

Zgadza się. Gabik był na szkoleniu. Niestety. Obowiązkowym. Z jednej strony nie musiałam iść do pracy i mogłam dłużej pospać - szkolenie zaczynało się o 9:00. Kończyłam też wcześniej. To plusy. Minusy? Nuuuuuuudneeeeeeeeee to byyyyyyyłoooooooooo!

Ja rozumiem, trzeba takie coś przeprowadzić. Szkolenie z zakresu BHP, jest ważne, owszem. Ale nie da się tego jakoś ciekawiej zrobić? Rok temu byłam na wstępnym szkoleniu BHP, które w prawdzie trwało tylko 3 godziny, a nie 6, jednak słuchałam całości. Pomimo wysokiej temperatury w pomieszczeniu [środek lata] nie chciało mi się spać. Prowadzący potrafił zainteresować. A wczoraj? Sromotna porażka. Naprawdę ciężko było utrzymać oczy otwarte. Na zakończenie był test. Prosty, a jakże. Rozwiązywany wspólnie przez wszystkich uczestników szkolenia. Z którego pewnie nikt wyników nie zobaczy.

Ktoś był zadowolony? Oczywiście. Wręcz zachwyceni tym szkoleniem byli... V.Y.P. A jakże by inaczej. Słuchali z wypiekami na mordkach. Oj, coś mi się widzi, że z tego będą tylko kłopoty. Bo skoro wiedzą, co jest niebezpieczne, to pewnie będą starali się to sprawdzić w praktyce. ^^" Może nie wysadzą budynku... Może...

Na następne wezmę jakieś robótki ręczne. Może nauczę się robić na szydełku. Albo na drutach. Albo cokolwiek, co pozwoli mi się czymś zając i nie zasypiać.

V.Y.P.a brać nie muszę. Niestety, sam się weźmie...

12 kwietnia 2013

Wiosna

"Wiosna to najgorsza pora roku
Nie wiem czemu cieszą się wszyscy wokół
Wszyscy, lecz nie ja, na mnie pada blady strach.
Bo kto wiosnę już pozna, wie jaka jest wiosna
Okrutna i bezlitosna, bo pod płaszczykiem
Wzniosłych uczuć kryje się zwykła chuć."

Fragment tekstu piosenki OT.TO "Okrutna wstrętna wiosna" ukazuje cały mój stosunek do tej pory roku. Ja chcę pół metra śniegu, -5 stopni i słońce. Ale na pewno nie to, co jest dzisiaj. Wliczając w to ten koszmarny ból głowy, który zawsze towarzyszy takiej aurze.


 

08 kwietnia 2013

Gabik w teatrze

Tak, tak. Gabik się ukulturalnia. Zdarza mu się czasami.

Wczorajszą wyprawę do teatru uznaję za średnio udaną. Sztuka - jak to sztuka. Przez duże "SZ". Przyznaje, ja po prostu nie rozumiem współczesnej sztuki!

Tytuł brzmiał Trylogia. Oczywiście według Sienkiewicza. Dobrze, że znam książki, to wiedziałam o co chodzi. Były 3 części - w końcu to trylogia. Po pierwszej doszłam właśnie do wniosku, że nie rozumiem współczesnej sztuki. Druga podobała mi się najbardziej. Trzecia - znudziła mnie. Trochę za długa była.

Aktorzy? Podziwiam, że w tym wieku bez problemów wytrzymali 4 godziny na scenie. Świetna gra - to trzeba przyznać. Ale z takim stażem lat pracy, to nic dziwnego. Było tylko jedno "ale". W książce bohaterowie są młodzi. A na scenie grały dosłownie dziadki. Wiem, znane nazwiska, wspaniali aktorzy, ale pod względem dobrania do ról - niestety całkowita klapa. Skoro dziadek ledwo chodzi, to nie wymagajmy od niego, by skakał po łóżkach, biegał po scenie i z werwą wskakiwał do dziury w podłodze. Widać było wyraźnie, że niektórzy aktorzy nie są już tak sprawni i pewne sceny były dla nich po prostu zbyt ciężkie do wykonania. Poza tym, nie czarujmy się, starsza osoba nie wykona układu kroków, podskoków, pląsów i innych wygibasów tak płynnie, jak młodszy aktor. I przez to, cała sztuka bardzo dużo traciła.

Ogólne wrażenia mam mieszane. Gra aktorska wyśmienita - pomimo widocznych utrudnień spowodowanych wiekiem. Ogólna wizja? Trochę niezrozumiana przeze mnie. Do tej pory nie wiem czy to miał być szpital czy psychiatryk. Bardziej pasowało mi na to drugie. I co w ogóle miało to oznaczać.

Czy polecam? W sumie, to tak. Pomimo 4 godzin spektaklu nie czułam się znudzona. Raczej zmęczona [późną porą i świadomością, że trzeba rano wstać]. Poza tym, zawsze to coś nowego. A może innym spodobać się bardziej niż mnie.

Następnym razem jednak wolałabym iść na coś bardziej klasycznego.

05 kwietnia 2013

Brak czasu

Czas... To coś, czego mi wiecznie brakuje. Ale komu nie brakuje czasu?

Wstaje taki Gabik bladym świtem, o godzinie, której normalne zegarki nie pokazują. W pośpiechu wybiega z domu. Jak zwykle sobie zaspał. Wiadomo, 10 min więcej snu to skarb. Wbiega na stację tuż przed pociągiem. Potem wesoła podróż do pracy w towarzystwie Wiedźmy. Wiedźma, jak wiadomo, stworzenie złe z natury, nie pozwala Gabikowi spać w ciapągu. Potem spacerek do miejsca, w którym pracuję i... ponad 8 godzin siedzenia w pracy. Ponad, gdyż jestem dużo wcześniej w pracy, niż planowo zaczynam, ze względu właśnie na dojazd.

Pracę Gabik ma fajną. Czasami trzeba się z głupimi ludzikami użerać. Czasami trafiają się miłe osoby. Czasami nie ma nikogo i wtedy Gabik spędza czas mniej lub bardziej produktywnie. Albo gapi się w sufit, albo czyta książkę, albo prowadzi uczone rozmowy na tematy różne i przeróżne z innymi osobnikami zamkniętymi w jednym pokoju razem z Gabikiem. [Już im współczuję. Sasasa.]

Po uroczym dniu, Gabik wraca do domu. Także w towarzystwie Wiedźmy. Biedni ludzie w ciapągu, wysłuchują naszych uczonych rozmów. Takich o życiu i o śmierci. Ale nie, rano żadna z nas nie robi jajecznicy. Nie ma na to czasu.

W domku, Gabiki zabierają się za podstawowe czynności życiowe - przygotowanie i zjedzenie jedzonka. A potem mają wreszcie chwilę czas tylko i wyłącznie dla siebie. Nareszcie. Można pogapić się w sufit. Poczytać książeczkę. Pooglądać jakieś seriale. Podyskutować z Aniołkiem lub Tygryskiem. Porozpieszczać psiaki...

I nagle... Okazuje się, że jest tak strasznie późno, że już dawno Gabik powinien był iść spać, by nie miał problemów wstać rano o godzinie, która nie istnieje na normalnych zegarkach.

Tak więc wracam do głównego problemu życiowego Gabika - brak czasu. Na wszystko. Na bieżące sprawy domowe. Na własny odpoczynek. Na wyspanie się. Na coś kreatywnego...

Niestety, doba ma zaledwie 24 godziny. Czas przeznaczony na pracę, włącznie z dojazdem, to ponad 12 godzin. Reszta musi jakos starczyć na wszystko inne.

Zna ktoś jakiś sposób na przedłużenie doby? [Poza Vere, która swoim sekretem na 48 godzinną dobę nie chce się podzielić.]

Zazdroszczę ludziom, którzy po pracy mają jeszcze czas i siłę, by robić tyle innych ciekawych i fajnych rzeczy.