29 marca 2015

Trochę spóźniony

Międzynarodowy Dzień Gabika, w tym roku odbył się, ale po cichutku. Tak, żeby nikt przypadkiem nie zauważył. Niestety, nie dało się uniknąć pewnej piątki, w postaci Aniołka, Tygryska i VYPa. Ale cóż poradzić.

Aby uniknąć kłopotliwej sytuacji organizowania imprezy, po prostu spakowałam się wraz z Tygryskiem do autobusu, i pojechałyśmy do Aniołka. To jest na drugim końcu świata, więc była szansa, że nikt nas tam nie znajdzie. Była to bardzo dobra decyzja, bo odpoczęłyśmy wszystkie. Ponarzekałyśmy, jak to nam źle, jaki to świat jest niedobry i tak dalej. Oczywiście, wszystko przy filiżance pysznej herbatki.


Zaćmienie słońca udało nam się obejrzeć, niestety, nie udało nam się zrobić zdjęć. Nie posiadałyśmy żadnego zdjęcia rentgenowskiego, ani innej przysłony do aparatu.

Byłyśmy też nad morzem. Obowiązkowo. Jakieś 15 minut. Niechcący, wybrałyśmy sobie dzień, w którym wiało, padało i sypało śniegiem. Pogoda zrobiła się już ładna następnego dnia, jednak nad morze po raz drugi nie dotarłyśmy.


Niestety, jak to zwykle bywa z wyjazdami do Aniołka, był za krótki. W końcu trzeba było wracać do pracy. Dlaczego tak mało urlopu przysługuje w ciągu roku?


05 marca 2015

Drukarki mnie nie lubią

A panowie z serwisu chyba już znają mój numer telefonu na pamięć. Mało tego, mają 24 godziny na to, by przyjechać i naprawić, co się popsuło, ale zauważyłam, że ostatnio przyjeżdżają jakos tak w okolicach 30 godzin od zgłoszenia.

A dlaczego? Sprawa wydała się dzisiaj. Ostatnio, chyba w piątek, zgłosiłam koniec tonera koloru czerwonego. Pan przyjechał w poniedziałek, wymienił, pojechał. Wszystko w porządku. Następnego dnia już zgłaszałam, że druga drukarka nam się popsuła. Mięła papier w harmonijkę z upodobaniem i wytrwałością, jakiej można było tylko pozazdrościć. Czyli każdą kartkę jaką wciągnęła. Pan przyjechał dopiero dzisiaj. Rano, w okolicach 9tej. I co? I już o 15tej zgłaszałam, że w drukarce skończył się czarny toner.

Teraz będzie, że tak specjalnie zgłaszam. By sobie pana pooglądać. Ale co ja poradzę na to, że te drukarki, z uporem maniaka, co chwilę chcą inny kolor tonera by im wymienić, bo się skończył. Przecież go nie wyjadam. A niestety umowa z serwisem jest taka, a nie inna, i zapasowego tonera nam nie zostawią. Pól biedy, jak się coś stanie z czarno-białą drukarką. Ale jak wysiądzie nam kolorowa, to musimy biegać do innego pokoju.

Ja wiem. Pracodawca dba o nas i naszą formę. Abyśmy za długo nie siedzieli i mieli trochę ruchu.


04 marca 2015

Kulig

Planowany był na początek lutego, jednak z przyczyn organizacyjnych - organizator nie spodziewał się, że tak dużo chętnych będzie - został przeniesiony na koniec lutego. Na efekt nie trzeba było długo czekać - śnieg ukradli.

Ale od początku.

Wyjazd bladym świtem o 7mej rano z Królewskiego Miasta. Czyli ja musiałam wstać tak, jak codziennie do pracy. Chociaż nie, całe pół godziny później, ale to i tak jest ciemna noc. No bo dzień zaczyna się dopiero o 6tej rano, a ja wstać musiałam o 5tej. Ale co tam. Na autobus się nie spóźniłam. Jednak spać mi nie było dane. Tak to jest, jak się jedzie z ludźmi z pracy. Najpierw był wyzysk Gabików: rozdaj kieliszki [każdy dostał kieliszek, czy pije, czy nie; oczywiście szklany], potem - rozdaj śpiewniki [zostały przygotowane specjalnie na ten wyjazd, odpowiedni repertuar]. Na szczęście nie kazali mi polewać wódki. Bo to byłoby za skomplikowane, jak dla małego, biednego Gabika.

Podróż minęła spokojnie. Kto chciał, to pił, kto nie chciał, to nie pił.

W planie wycieczki było zwiedzanie cerkwi. Zasadniczo, jedna od drugiej niewiele się różniła. Wszystkie zabytkowe, wpisane na światową listę UNESCO. Polecam każdemu, kto będzie w Beskidzie Niskim. Są naprawdę urocze i przepięknie odnowione.

1. Kościół w Binarowej.


2. Cerkiew w Owczarach.


3. Kościół pw. św. św. Apostołów Filipa i Jakuba - Sękowa


4. Zabudowa w Bartnem






i muzeum



5. Cerkiew w Kwiatoniu


Oczywiście, zdjęcia robione moim telefonem, gdyż nadal nie dorobiłam się porządnego aparatu. Stąd też jakość jest, jaka jest. Nie mówiąc o tym, że pomimo braku słońca, ledwo coś widziałam na ekranie. Podejrzane.

Po zwiedzeniu tych wszystkich cerkwi, udaliśmy się na zasłużony obiadek. A po nim, był kulig. I tu pojawił się największy problem. Ktoś ukradł nam śnieg. Jeszcze do środy, zaginiony był. Natomiast w czwartek i piątek padał deszcz. I zniknął śnieg, a wszelkie ślady złodzieja zmył deszcz. Nie pozostało nam nic innego, jak na kulig jechać bryczkami.


Po kuligu była biesiada w karczmie. Czyli różne napitki, kiełbaski pieczone na ognisku [ognisko było rozpalone na specjalnym palenisku zbudowanym wewnątrz karczmy] i inne jedzenie. Były tańce i hulanki. I ogólnie, dobra zabawa. Niestety, z racji odległości, musieliśmy się zbierać do domu już o 21wszej. Jednak wesoły autobus był nad wyraz grzeczny - wszyscy posnęli. A do Królewskiego Miasta wróciliśmy tuż przed północą. W związku z czym, w  domu byłam zdecydowanie za późno.