05 sierpnia 2013

Upały w pracy

Ostatni tydzień był ciężki. I to nie tylko ze względu na wszędobylskie słońce. W sumie, to nawet dobrze, że jest ciepło. Może czasami termometr trochę przesadza, ale sądzę, że to nie wina upałów, tylko termometra właśnie. W końcu Fioletowy ma swój nowiutki palnik i pewnie sprawdza, czy aby na pewno działa. A najłatwiej sprawdzić na termometrze właśnie. Od razu widać, jak się temperatura podnosi.

W związku z powyższym, to znaczy z upałami, do pracy jeżdżę ostatnio gabikowozem, a nie ciapągiem. Fakt, wychodzi to drożej, ale gabikowóz ma klimatyzację. Tymczasem pociągi klimatyzowane jeżdżą tylko w zimie. W lecie, przy tych kosmicznych temperaturach, jeżdżą stare składy, bez klimatyzacji. Niektóre są nawet wyremontowane, przez co maja nowe, aż za szczelne okna, których nie da się otworzyć. Jedynie uchylić. Do tego, na części trasy jest remont i pociągi nie przekraczają prędkości 20 km/godz. W wyniku czego, pociąg zamiast 30 min jedzie dobrą godzinę. I jak nietrudno się domyśleć, człowieki i gabiki wysiadają z niego umordowani, ugotowani i wręcz mokrzy. A jeśli wysiada się z pociągu i twierdzi, że te trzydzieści parę stopni na zewnątrz to tak fajnie, chłodno jest, to znaczy, że coś jest nie tak.

Dlatego też, wspólną decyzją wszystkich gabików postanowiłam, że jeżdżę w te upały gabikowozem. Już wolę dopłacić do dojazdów trochę więcej, ale mieć jakiś komfort jazdy. Jakiś, gdyż jako główny kierowca gabikowozu, nie mogę spać.

Wracając do mojej wspaniałej pracy. Miało być ciężko, bo miałyśmy być tylko we dwie z koleżanką. Było faktycznie ciężko, pomimo tego, że jednak byłyśmy we trzy i na drugą część dnia przychodziła nam pomóc jeszcze jedna koleżanka. Ludzi dużo, nas mało, wszyscy podenerwowani przez upały. Ale daliśmy radę. Chociaż ten tydzień nie zapowiada się lepiej.

A na zakończenie, taka mała anegdotka z gabiko-pracy

Przychodzi stały klient, który jest u nas bardzo często. Akurat trafił na Gabika. Jego pech. Siada, mówi co potrzebuje i pyta: Czy ma pani jakiś zielony długopis?
Gabik wyciąga zwykły długopis, który jest w zielonej obudowie. Pan popatrzył na długopis i zaczął się śmiać. Po chwili jednak uściślił, że chodziło mu o jakiś, który nie pisze na niebeisko.
Po dłuższej chwili szukania w moim przepastnym koszyczku, znalazłam fioletowy cienkopis, który wystarczył. Ale zupełnie nie rozumiem tego wybuchu śmiechu. Chciał zielony, a ja akurat miałam w zielonej oprawie. Zielony, to zielony.

2 komentarze:

  1. Ja przyjmę każdą ilość zielonych długopisów. I takich i takich :P

    A co do upału... taaaaaa, gorąco jest w pracy, od pon do niedzieli.. == echhh

    OdpowiedzUsuń
  2. bezczelnie zamierzam korzystać z Gabidojazdu :) przynajmniej w drodze powrotnej.

    OdpowiedzUsuń