28 lipca 2013

Koncert

Ciężki poranek był, oj ciężki. Psy chciały wyjść na podwórko o 4:30. I kogo obudziły? Oczywiście Gabika. No nic. Wróciłam do łóżka. O 7mej przecież mam wstać.

Wstałam o 8mej. Ledwo się wyrobiłam na 11tą. Przyszła Wiedźma i zrobiła Gabikowi piękny, czerwony kolorek na łepetynce. Poplotkowałyśmy trochę i Wiedźma uciekła. Zostawiła Gabika samego. Chlip.

Gdy nastał wieczorek, Gabik się ładnie ubrał, spakował i pojechał na koncert gabikowozem. Na miejscu... Tłum dziewczyn, kobiet, fanek. Miałam ochotę zawrócić i wracać do domu. Ale cóż, zapłaciło się za bilecik, to żal trochę nie iść.

Przemogłam się, zaparkowałam i poszłam tam. Na pożarcie tłumów. Nie było tak strasznie, jak się wydawało na początku. Było jeszcze gorzej. Dziewczyny, większość w moim wieku, zachowywały się tak, jakby nadal miały 15 lat. Krzyki, piski, robienie sobie zdjęć pod pustą jeszcze sceną. Pustą, w sensie artysty na niej nie było. Tylko jego gitary, fortepian, mikrofon. Więc dla mnie, pustą. Nie rozumiem tego zjawiska.

Inna dziewczyna miała dwa bilety. Jeden w rzędzie 10tym, drugi w 12tym. Wybrała ten bliższy, oczywiście. Zwątpiłam. Przede mną, usiadła dziewczyna, która wygladała jak baleronik. Miała czarną sukienkę, tak mi się na początku wydawało, bo zakrywała się szalem. Potem się okazało, że ten szal, to prawdopodobnie przez to, że spódniczka się "lekko" nie dopinała. I trzeba było to jakoś zatuszować. Oczywiście, duże szpilki, fryzura jak na wesele. Ręce mi opadły. Natomiast jej chłopak to był tam chyba za karę. Takie odnosiło się wrażenie. I przede wszystkim, miał niezbędą lornetkę. W końcu rząd 9 jest tak straaaaaaaaasznie daleko od sceny, że trzeba mieć lornetkę. [W sali mieściło się chyba 16 rzędów].

I jeden drobny problem. Było duszno. Koszmarnie, niesamowicie duszno. Stary budynek, stara sala, więc pewnie nie ma klimatyzacji. A jeśli była, to się popsuła. Masakra. Ale dało się wytrzymać. W końcu koncert ważniejszy.

Sam koncert był cudowny. Rewelacyjny. I ogólnie zajefajny. Tylko podejrzanie gardło boli.

Kawałki z Jego solowej płyty, śpiewała cała sala. Natomiast utwory ze starych płyt, kiedy jeszcze grał w zespole... Cóż. Tych nie śpiewała cała sala. Te były wręcz wykrzykiwane i wywrzeszczane. Ciekawe, czy nas było słychać na zewnątrz budynku.

Zaśpiewał nawet dwie piosenki po polsku. W pierwszej, znał bardzo dobrze pierwsze dwie zwrotki i refren. Z trzecią pomogła mu publiczność. Natomiast, z drugą piosenką poszło mu trochę gorzej, ale to nic. Inni znali słowa doskonale i nikomu nie przeszkadzało, że ma problem z odczytaniem słów. Bo słowa miał na kartce. Nie czarujmy się. Nasza piękna mowa ojczysta, jest bardzo trudna dla obcokrajowców.

Atmosfera niesamowita. Niezapomniana...

Ja chcę jeszcze raz!!

Obiecał przyjechać za rok, z nową płytą. Mam nadzieję, że uda mi się dostać bilet. Tymczasem kupiłam sobie "starą" płytę, której u nas nigdzie nie mogłam dostać. A na popularnym portalu aukcyjnym, była w cenie zdecydowanie przekraczającej mój budżet.


3 komentarze:

  1. "Zostawiła Gabika samego." Gabik nigdy nie jest sam... *wymowne spojrzenie na VYP i setki chibi gabików i wszelakich krzyżówek*

    "I jeden drobny problem. Było duszno. Koszmarnie, niesamowicie duszno." Chyba rozumiem twój problem... Wydaje mi się właśnie, że powietrze w moim pokoju składa się wyłącznie z azotu i dwutlenku węgla...

    "Sam koncert był cudowny. Rewelacyjny. I ogólnie zajefajny. " Aż dziwne, że VYP niczego nie wysadził... chyba?

    Powtórka za rok? Po bilet zawsze możesz wysłać pewną trójkę... :)

    OdpowiedzUsuń
  2. czy za rok bilety również będziemy nabywać w takim epickim stylu jak tym razem? :DDD

    OdpowiedzUsuń
  3. Gabiki widzę w pełni usatysfakcjonowane :) I dobrze. To za rok poślemy gabika jeszcze raz :P.
    Bilety kupuje Wiedźma ;)

    A VYP nie był na koncercie VYP próbował mi wmówić istnienie pomarańczowego gabika poprzez rozrzucanie wszędzie pomarańczowych kuleczek futra. Punkt a jak dla mnie wyglądało jak wełna Punkt b nigdy nie ufaj VYP.

    OdpowiedzUsuń