11 sierpnia 2013

Gabik Niespodzianka

W prawdzie to nie Gabik był niespodzianką. I nie dla Gabika była niespodzianka. Ale to nic. Mianowicie, moja Kuzynka obchodzi jutro okrągłą rocznicę urodzin. Osobiście planowałam zadzwonić, i jak co roku, złożyć życzenia. Jednak w piątek, późnym wieczorem, dzwoni gabikowy telefon. Tak, tak, nawet Gabik posiada takie dziwne urządzenie. Odbieram, koleżanka mojej Kuzynki dzwoni, że ze względu na okrągłą rocznicę, może byśmy się do Kuzynki wybrały. Gabik chętnie się zgodził.

A plan był taki:
Jedna koleżanka, dawno nie widziana, była umówiona na ploty u Kuzynki. Z małym dzieckiem. Więc miały iść na spacer. Wcześniej trasa ustalona i druga koleżanka z Gabikiem miały czekać w odpowiednim miejscu.

Wszystko pięknie, ładnie, tylko trzeba jakiś torcik. Gabik myślał przez chwilę i w końcu zadzwonił do swojego ulubionego Cukiernika. Niestety, Cukiernik był na urlopie, więc nici z rasowego tortu. Trudno, damy radę. Składniki na murzynka w domu zawsze mam, kwestią było tylko go upiec.

W sobotę powstał "torcik". A dzisiaj, jeszcze przed wyjazdem, kupiłam świeczki. Z braku miejsca na owym "torciku" i większych możliwości, zakupione zostały odpowiednie cyferki. Na miejsce zdążyłam w ostatniej chwili. Wiadomo, gabiki i spanie, i jedzenie, i takie tam, utrudniają wyjście z domu na czas. Nie udało mi się jednak spóźnij, a już na miejscu montowałam świeczki. O tak to wyglądało:


Warunki polowe, więc nie zdejmowałam obudowy. Gdy Kuzynka z jedną koleżanką była blisko, zaczęła się walka z zapałkami.  Ech... Za bardzo wiało. Ewentualnie, J-gabiki za bardzo chciały wszystko widzieć, i robiły zbyt duży wiatr swoimi skrzydełkami. Udało się w ostatniej chwili.

Kuzynka i koleżanka szły sobie spacerkiem, rozmawiały, a myśmy stały do nich tyłem, co by za szybko nas nie zauważyły. Więc gdy się odwróciłyśmy, akurat dziewczyny zatrzymały się przed nami.

Mina Kuzynki... Bezcenna. Była w naprawdę wielkim szoku. Zupełnie się nie spodziewała, że nas tutaj spotka i do tego jeszcze z ciastkiem. W ostatniej prawie chwili udało się zdmuchnąć świeczki. Zanim same zgasły. Chociaż wtedy byłoby zapalanie ich na nowo. Cóz poradzić, skoro wieje.

Ciasto skonsumowałyśmy na trawie pod drzewkiem.






Atmosfera wręcz piknikowa. Miny przechodniów, rewelacyjne. Kuzynka zachwycona. I, co najważniejsze, ciasto się udało. Bo była obawa, że się nie dopiekło. Zrobiłam za dużo masy, potem chciałam wszystko upchnąć do jednej tortownicy. Niestety, nie zmieściło się. To co zostało, przerobiłam na muffinki.

Później, cieszyłam się, że nie udało się z prawdziwym tortem. Rozpłynąłby się. A tak, to to, co zostało, Kuzynka mogła zabrać sobie do domku.

Uważam, że pomimo braku wielkiej imprezy, tłumów znajomych i koszmarnie drogich prezentów, urodziny się udały. Głownie ze względu na samo zaskoczenie solenizantki.


2 komentarze:

  1. Muffinki były przepyszne, więc chyba ciasto urodzinowe też. Tylko zupełnie nie wiem dlaczego muffinki tak szybko znikły... pewnie zatęskniły za Gabikiem i jak odwróciłam się to w mgnieniu oka znikły :( Tak jakoś same z siebie :( Teraz mi smutno bo nie ma moich muffinek :(

    OdpowiedzUsuń
  2. ha! to się nazywa mieć Gabikuzynkę :DDD
    a w sumie to czemu ludzie się dziwowali? na pewno mniej widowiskowo wyglądałyście niż laski w lateksach skąpych, które kiedyś w listopadzie (!) spotkałam nad Wisłą :)

    OdpowiedzUsuń