05 maja 2013

Wawel

Długi weekend. Większość ludzi gdzieś wyjeżdża. Ja miałam zaplanowaną już od dawna trasę wycieczki. Na Wawel. Dawno mnie tam nie było. Nawet bardzo dawno. A skoro nadarzyła się okazja, trzeba było ją wykorzystać. Szczególnie, że miałam wspaniała towarzystwo. Miedzy innymi Tygryska i Wiedźmę. W sumie, było nas tam 10 osób i cała chmara Gabików.

Zwiedzanie rozpoczęliśmy dźwiękiem Dzwonu Zygmunta. O godzinie 9:45 rozbrzmiał on nad całym Krakowem. Przepiękny. Delikatnie przebijał się przez ogromny szum, jaki panował na dziedzińcu, spowodowany przez ogromną liczbę ludzi. Jednak warto było usłyszeć go na żywo. Ogromna moc.

O godzinie 10:00 weszliśmy na wystawę "Wawel Zaginiony". Bardzo ładnie i ciekawie zrobiona trasa. Zaciekawiła nas rama okienna z pierwszego piętra. Padło pytanie, skąd wiedzieli, że ona jest akurat z pierwszego piętra. Gabik doszedł do wniosku, że musieli ją znaleźć na tymże piętrze. ;-) Na tej wystawie pokazane też były miedzy innymi przepiękne kafle ze starych pieców. I małe miniaturki tych pieców. Jak prawdopodobnie wglądały kiedyś. Przepiękne. Wystawa nie jest duża, spokojnie wystarcza 30 min, by zobaczyć całą.

O 11:00 mieliśmy wejście do "Skarbca Koronnego i Zbrojowni". Przepiękne puchary, uprzęże konne, zegary, miecze, sztylety, strzelby, pistolety, zbroje i armaty. Wystawa bardzo bogata w eksponaty i 1 godzina to za mało, by wszystko dokładnie obejrzeć. Po wyjściu, czuliśmy pewien niedosyt. Oczywiście Fioletowy zgubił mi się gdzieś przy kuszach, ale cóż ja mogę na to poradzić.

Równo o 12:00 weszliśmy na "Komnaty Królewskie". Na początku wszyscy zwróciliśmy uwagę na skrzynię, na której leżał ogromny klucz. Zaczęliśmy się zastanawiać, gdzie jest do niego kłódka, albo chociaż co otwiera. Niestety, w pobliżu nic nie było. Tylko pani, która pilnowała, w końcu oburzona poinformowała nas, że to ozdoba, symbol. Zupełnie nie wiem, o co jej chodziło. Skoro jest klucz, to musi być coś, co on otwiera. Proste. ;-) Dalej, Komnaty Królewskie zachwyciły nas wielkością i przepięknymi sufitami. Przyznaję, jest co zwiedzać i oglądać.

Komnaty były ostatnią wystawą, na którą bilety mieliśmy na konkretną godzinę. Jednak wychodząc z nich, poszliśmy na wystawę "Dama z gronostajem". W pierwszym pomieszczeniu, na ścianie było zdjęcie obrazu i opis jego historii. Tutaj padło stwierdzenie: "Dobra, chodźmy do środka zobaczyć reprodukcję tego obrazu co tutaj wisi". :-D 

Gdy wszyscy nacieszyli wzrok obrazem, poszliśmy dalej. Wystawa "Sztuka Wschodu" również warta obejrzenia. Przepiękne wazy japońskie i chińskie z XVI wieku. Chorągwie zdobyczne z Turcji, a także broń. Naprawdę warto zobaczyć tę wystawę.

Po krótkim odpoczynku, wypiciu kawy i nacieszeniu się widokiem dziedzińca, ruszyliśmy w dalszą podróż prosto do Katedry. Zaczęliśmy zwiedzanie od "Grobów Królewskich". Chyba ten punkt wycieczki zrobił na mnie największe wrażenie. Wejście do pierwszej kaplicy, gdzie leżeli królowie i wielcy ludzie, sprawił, że Gabik poczuł przed nimi respekt. Niesamowite wrażenie. Kolejne komnaty, kolejne grobowce. Wszystkie wspaniałe.

Gdy wyszliśmy na zewnątrz, trzeba było wrócić do Katedry, by udać się na wieżę, obejrzeć Dzwon Zygmunta. Wejście do góry, po wąskich, drewnianych schodach wymagało jedynie lekkich uników, przed różnymi belami wystającymi ze ścian. Nie polecam bardzo wysokim ludziom - są dwa przejścia, gdzie trzeba się mocno schylić. Na górze potężny Dzwon Zygmunta i przepiękny widok z okna. :-)

Dzwon Zygmunta ma napęd 12 dzwonników. To taka ciekawostka.

Samą Katedrę zwiedziliśmy jako ostatnią. Oczywiście, sarkofag Króla Jadwigi przepiękny. Urzeka bielą po tylu wiekach. I wiązanka świeżych tulipanów złożona na grobowcu, wyraźnie nie położona tam przez obsługę, tylko zwykłego przechodnia.

Na sam koniec zostało nam wejście na Basztę Sandomierska, skąd rozpościerał się widok na cały Kraków. Niestety, drabina na najwyższą kondygnację została zablokowana i nie dało się tam wejść. No jak tak można! Potem udalismy się do Smoczej Jamy. Przepiękna grota. Tylko smoka ktoś ukradł. Nie było go. Chyba, że poleciał na polowanie. Ciekawe, czy jada Gabiki...

Obiad smakował wszystkim wyjątkowo i nikt nie zostawił nawet okruszka na talerzu. Jakby na to nie patrzeć, zwiedziliśmy prawie cały Wawel i zajęło nam to cały dzień. W drodze z restauracji do samochodów  dopadł nas deszcz i pomimo parasoli, przemoczył. Jednak było warto. Polecam wszystkim, którzy zawitają do Krakowa. Zwiedzenie Królewskiego Zamku na Wawelu to punkt obowiązkowy wycieczki.

A oto kilka zdjęć. Od razu przyznaję się, że nie jestem ich autorem.
   

1 komentarz:

  1. obiad: zupa borowikowa i papryczki panierowane w ramach deseru :P

    do Zbrojowni wybierzemy się osobno. koniecznie.

    OdpowiedzUsuń