13 maja 2013

Gabryskowa impreza

Tygrysek wyremontowała swoje mieszkanko i postanowiła z tej okazji zrobić imprezę. I dużo ludzików zaprosiła. Więc Gabik, poza zaproszeniem na imprezę, dostał też zaproszenie do kuchni by coś tam ugotować, coś upiec. Stąd przygotowania robiły Gabryski.

Tak więc, grzecznie Gabik w piątek po pracy się zapakował i pojechał do Tygryska. W sobotę rano, wystartowałyśmy w kuchni. Zaczęło się od postawienia fasolki do gotowania, bo tygrysek zażyczył sobie fasolkę po bretońsku. Dwie sałatki poszły jak błyskawica. Ciasto zajęło trochę więcej czasu, ale pewnie przez ten spacerek do sklepu, po brakujące składniki. Potem muffinki - tutaj Gabik nie uczestniczył. VYP się nie liczy. Ja zajmował się fasolką. Zrobiłam jeszcze sos pieczarkowy do lazani i... poszłam spać.

Impreza była rewelacyjna. Mój ulubiony Cukiernik [jedyny jakiego znam, więc siłą rzeczy ulubiony] oczywiście przywiózł pełno ciast i ciasteczek. Tym, co zrobiło największa furorę, były jego ciasteczka w kształcie... trumienek. Robione na specjalne życzenie dla osoby, która niestety nie przyjechała. Trudno. Straciła okazję na spróbowanie przepysznych trumienek o smaku... koktajlu z tygodniowego zdechłego kota.


Zdjęcie zrobione przez Wiedźmę. Jako jedyna zachowała przytomność umysłu i sięgnęła po aparat. Reszta była pod zbyt wielkim wrażeniem. ;-)

Oczywiście, nie zapominajmy, po co była impreza. Tygryskowe mieszkanie rewelacyjne. Ślicznie kolory. Żółty przedpokój, zielony salon. Brakowało tylko fioletowej łazienki i różowej kuchni. Ale ani kuchnia, ani łazienka nie były remontowane, więc może nigdy nie dojdzie do takiego zestawienia kolorów. Wreszcie czuje się tam człowiek jak w mieszkaniu, a nie na basenie czy innym ośrodku dla psychicznie chorych. Na ścianie, pilnuje wejście do kuchni wielki tygrys. Niestety, VYP się go jakoś nie przestraszył i buszował głownie w lodówce, albo na stole. W zależności, skąd ich się akurat wygoniło.

Ci, co nie dojechali, mogą tylko żałować. Reszta bawiła się świetnie.

Skutki poimprezowe? Brak. Nie licząc Gabika, który wylądował w łóżku, z antybiotykiem i zwolnieniem lekarskim na tydzień. Ale, jak zamiast iść do lekarza biega się na imprezy, to efekt mamy taki, a nie inny. Przemilczę fakt, że nie cierpię lekarzy.


4 komentarze:

  1. jak to był tygodniowy kot to ja chyba w kotach zasmakuję :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Zdrówka :)
    Szkoda, że mnie nie było :( chciałabym zobaczyć mieszkanko... w końcu.

    OdpowiedzUsuń
  3. ja bym chciała w końcu zobaczyć Gabika i Tygryska :(... Chlip...


    I znowu żarcie... ehhhh.... no nic. cierpliwie poczekam na obiecane ciastka aniołki :P

    OdpowiedzUsuń
  4. a czy gabikozaur dostał zezwolenie na opublicznienie pracy tegoż cukrownika?
    impreska fakt faktem przednia jeno krutka hehe pozdrawiam gabiku ;)

    OdpowiedzUsuń