16 maja 2014

Profesjonalna obsługa klienta

Moja kierowniczka wpadła na rewelacyjny pomysł, by wysłać mnie na szkolenie. Temat jak wyżej. Dlaczego mnie? Bo kogoś musiała, a ja jestem jedną z najkrócej pracujących osób. Zapowiadało się fajnie - dwa dni szkolenia. Przedłużony weekend majowy, brak denerwujących ludzi z głupimi pytaniami. T tak dalej.

Gabik jak to Gabik. Pojechał na szkolenie, i pierwsze co zrobił, to wszedł sobie nie do tego budynku, co trzeba. Mamy nasz budynek na tej samej ulicy, na której było szkolenie. Tylko nie po drugiej stronie. Ja, jak to ja, odruchowo potuptałam do naszego budynku. Poczekałam grzecznie 15 min, tylko po to, by się przekonać, że to nie tutaj. Gdy się wyjaśniło, że ja nie na to szkolenie, potuptałam szybko na drugą stronę i szukam numerka 18B. Drzwi, które zostały mi wskazane, mają numerek 18R. No to w lewo i następne. Ale tam jest 18A. Czyżby to R to było to moje szukane B?

Zapytałam portiera. Odpowiedział: Tak, to tutaj, szkolenie jest na 4 lub 5 piętrze. Proszę sobie wyjechać windą na 5te piętro i najwyżej zejść niżej.

Instrukcja bardzo precyzyjna. Do tego nie cierpię wind. No trudno. Weszłam do windy, a tu tylko 4 piętra... Wyjechałam na 4te. Miałam szczęście. To było tutaj. Na 5te piętro prowadziły tylko schody. Chyba było za wysokie dla biednej windy.

Na miejscu okazało się, że "profesjonalne" to być powinno co najmniej szkolenie. Była kawa, herbata, sok, woda i ciastka do naszej dyspozycji. Na stolikach każdy miał przygotowany komplet materiałów i długopis. W sumie standard na większości szkoleniach. Pani, która prowadziła szkolenie, była bardzo miła. Nawet zaczęliśmy ciut później, ze względu na majówkę. Taki studencki kwadrans.

Zaczęło się ciekawie. Pani Małgosia przedstawiła, co będziemy robić na szkoleniu. Tak, robić. Bo szkolenie, nie obejmowało tylko tego, że ona zrobi suchy wykład i do domu. Zaplanowała dla nas różne psychotesty, testy socjologiczne, scenki interaktywne. Nie przeszkadzało jej, gdy ktoś przerywał, by wtrącić swoje zdanie. Ogólnie, wszystko było bardzo fajnie zrobione. Ciekawie opowiedziane. Nie nudziło nam się, nie chciało się spać, jak to na większości szkoleń bywa.

Podczas całego szkolenia, oczywiście w ciągu dnia, były dwie przerwy. Pierwsza, na jakąś kawę, herbatę, rozprostowanie nóg. Druga na obiad, który był podawany w niewielkiej restauracyjce kilka budynków dalej. Tak, obiad. Składający się z dwóch dań z dodatkiem kompotu. I chyba to była ta najfajniejsza część szkolenia. Mogłabym tak pracować, że w okolicach 12:30 jest pół godzinna przerwa na obiad. Mogę nawet pracować pół godziny dłużej, nie przeszkadzałoby mi to. Tylko mieć zapewniony obiad - jakaś stołówka z abonamentem czy coś takiego.

Tak więc podobała mi się ogólna atmosfera. Ciekawe prowadzenie wykładu, różne zabawy i testy. Można się kilku ciekawych rzeczy o sobie dowiedzieć. Chociaż jeszcze jakby ktoś znający się na rzeczy to zinterpretował - to mogłoby być jeszcze zabawniej. Poznałam też kilka ciekawych rzeczy z komunikacji międzyludzkiej. Wiadomo, zastosowanie w praktyce, a teoria, to są trzy różne rzeczy. Jak przyjdzie do mnie klient i będzie się wykłócał, awanturował i krzyczał, to pewnie ostatnią rzeczą o jakiej będę pamiętać, to kurs, a co dopiero różne dziwne metody, jakie można by zastosować w takiej sytuacji. Chociaż pani Małgosia mówiła, by sobie zapisać niektóre sposoby na kartce i wyciagnąc ją, przy awanturze. Ale nie sądzę, bym pamiętała, że mam gdzieś jakąś kartkę spisaną ze sposobem postępowania w danej sytuacji.

Zresztą. Fajnie by to wyglądało. Tutaj jakiś osobnik wrzeszczy, krzyczy, wygraża, a Gabika nagle olśni, grzebie po szufladce, po chwili wyciąga kartkę zapisaną drobnym druczkiem i się w nią wczytuje, kompletnie ignorując petenta. Co doprowadzi do tego, że pan/pani będzie się wściekać jeszcze bardziej.

Co mi się nie podobało? Jedna rzecz - mój głos. Bardzo nie lubię dźwięku swojego głosu. Wiadomo, my się inaczej słyszymy, a inaczej słyszą nas inni. Więc, gdy pani Małgosia nagrała nas na kamerę, jak to niby się zachowujemy przy przyjmowaniu ludzi [totalna ściema, ale to szczegół], a potem odtworzyła to nagranie, to po raz kolejny stwierdziłam, że mój głos brzmi koszmarnie.

Co do nagrywania. To były scenki rodzajowe, na takiej zasadzie, że jedna osoba odgrywa niezadowolonego klienta, a druga odpowiada ze swojego stanowiska. Dlaczego było to takie beznadziejne? Nie, nie przez kamerę. Przez sam rodzaj scenek. I miejsce. Inaczej zachowujemy się w pacy, przy swoim biurku, otoczeni różnymi pomocami, z których korzystamy i obcymi ludźmi, którzy do nas przychodzą. Inaczej jest na takim szkoleniu, gdzie w większości się znamy, wszystko jest na luzie. Po drugie same scenki, które były zupełnie bez odniesienia do rodzaju wykonywanych przez nas czynności. Ciężko odnieść się do ogólnego założenia, gdy zazwyczaj mamy problemy ze skomplikowanymi szczegółami, konkretnymi problemami i sytuacjami.

Czy szkolenie mi pomogło? Nie wiem. Na pewno pozwoliło trochę nabrać dystansu i rozluźnić się. Pierwszego dnia po powrocie do pracy, aż chciało się pracować. Jednak ta ochota przeszła już po dwóch dniach, gdy zmęczenie znowu zaczęło wygrywać. Muszę znaleźć jakiś sposób, na powiększenie doby. Coś mi się jednak widzi, że doklejenie kilku więcej cyferek na zegarze nic nie zmieni.

3 komentarze:

  1. ja bym chciała Gabika z tą kartką zobaczyć :P

    OdpowiedzUsuń
  2. ja też bym chciała zobaczyć :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Pozwól, ze zachowam Twój wpis - jestem maniaczką obsługi klienta i nawet o tym bloguję (goodatservice.com) i jesteś żywym dowodem na to, że szkolenia z tego tematu są niepotrzebne! Bo to nie pracownik ma obsługiwać tylko firma powinna mieć unikalną strategię :) Staram się zobrazować to właścicielom firm, że niestety muszą zacząć od siebie, a potem pracownicy będą wiedzieli jak z klientem w danej firmie się rozmawia ;)
    Dzięki! Dzięki! Dzięki!
    Handlara Ola z GoodAtService

    OdpowiedzUsuń