07 lipca 2013

Baltic Sail Gdańsk 2013

Oczywiście, to z tego powodu wyjeżdżałam na urlop już w czwartek wieczorem. W piątek, wraz z Tygryskiem dotarłyśmy do J-chan. Ile radości. Nie widziałyśmy się dwa lata. Do tego V.Y.P. ma wszystkich razem w jednym miejscu. Aż strach się bać.

W sobotę dopiero dotarłyśmy na miejsce. I tu nasze zaskoczenie. Chciałyśmy nasze zwiedzanie zacząć od statku Kruzenshtern. Przepiękny, ogromny czteromasztowiec. Nasz błąd, bo źle sprawdziłyśmy miejsce postoju tej "żaglówki". Dzięki czemu znalazłyśmy świetne miejsce na oglądnięcie wszystkich żaglowców, jak będą wypływać z portu. W końcu udało nam się znaleźć statek i tutaj zaskoczenie. Statek jest, ale nie wiadomo, jak się do niego dostać. Cumował w takim miejscu, że nie bardzo było wiadomo, czy można tam wejść, czy straż graniczna nas nie zgarnie. Ale, że kilka osób tam było, to może nam też się uda tam dostać. I faktycznie, udało się. Strażnik tylko na nas popatrzył, ale nawet słówkiem się nie odezwał Może przestraszył się Fioletowego? Chociaż nie, gdyby zobaczył Fioletowego i jego mały arsenał, to by nas nie przepuścili. Na statek wejście było darmowe, a zwiedzających bardzo mało. Prawdopodobnie przez lekką dezinformację. Jak nie znasz Gdańska i nie wiesz, gdzie konkretnie to jest, to można troszkę się pogubić. Żadnych znaków informujących. Nawet małej tablicy dla pieszych: "statek Kruzenshtern w tamtą stronę" Albo strzałeczka. Cokolwiek.



Zwiedziwszy "perełkę" udałyśmy się na Targ Rybny, gdzie była cała impreza. I tutaj nasze zaskoczenie. Statków było malutko. Raptem trzy czy cztery. Doszłyśmy do wniosku, że widocznie pozostałe musiały być na trwającym w tamtym czasie Wyścigu o Bursztynowy Puchar Neptuna.

Zwiedziłyśmy jeszcze Generała Zaruskiego i... miałyśmy dość. Nie dość, że tłumy, to jeszcze słońce. Jednak gabiki nie są przyzwyczajone do słoneczka [trudno by było, skoro cały dzień siedzą w biurze]. Oczywiście mnie i Tygryska "lekko' spaliło, ale co tam. Od tego się nie umiera [teoretycznie]. Tak więc pokręciłyśmy się jeszcze trochę po Targu Rybnym i w końcu postanowiłyśmy wrócić do domu i zrobić sobie naleśniki. Słońce nas wymęczyło.

Naleśniki w wykonaniu Tygryska, jak zwykle rewelacyjne. Wszystkim smakowały. Potem poszłyśmy jeszcze na spacerek, by późnym wieczorem wrócić i iść spać.

Co było największym wydarzeniem całego dnia? Oczywiście mina Żółtego, jak zobaczył morze. Tyle wody na raz, w jednym miejscu. A potem jego zawiedziona mordka jak się okazało, że ta woda jest słona. Największy kawał, jaki mogłyśmy mu wywinąć. W prawdzie za bardzo mu to nie przeszkadzało w kąpielach, ale to nic. Różowy oczywiście w stroju płetwonurka chodził, tak na wszelki wypadek, by nie zmoczyć futerka. Natomiast Fioletowy co chwilę gdzieś biegał, a potem było takie małe "kaboom".



3 komentarze:

  1. "Oczywiście, to z tego powodu wyjeżdżałam na urlop już w czwartek wieczorem" ... a ja myślałam, że przyjechałyście dla mnie ;( chlip chlip :(

    "Oczywiście mnie i Tygryska "lekko' spaliło, ale co tam." W ogóle Was nie rozumiem xD Mi tam nic nie jest :P

    "Naleśniki w wykonaniu Tygryska, jak zwykle rewelacyjne." Podzielam! Tygrysku, musisz częściej do mnie przyjeżdżać... robić naleśniki :P

    "Potem poszłyśmy jeszcze na spacerek, by późnym wieczorem wrócić..." Zahaczając po drodze McDonalds :P

    "Co było największym wydarzeniem całego dnia?" Zapomniałaś o trzepoczących na flagach chibigabikach... i o żółtym chcącym dodać cukru do morza... no i fioletowy próbujący podpalić statek.... niejeden statek...

    OdpowiedzUsuń
  2. cóż mogę rzec... Bałtyk, ech...

    OdpowiedzUsuń
  3. Tam Gabiki i inne różne sympatyczne stworzonka sobie morze oglądają, a ja biedna siedzę i piiiiiiszę :(. I końca tego pisania nie widać :(
    Ale za to jak skończę to sobie też gdzieś pojadę :-)
    Słonego morza, ahoj !!!

    OdpowiedzUsuń