16 listopada 2017

Zmiany

Zmiany, zmiany coraz bliżej...

Z jednej strony się boję, a z drugiej nie mogę doczekać.

A na razie, czekam na śnieg :D I niech mi nikt nie wmawia, że to za wcześnie, bo ja chcę śnieg. Tak z 5 cm byłoby idealnie.


31 lipca 2017

Moje własne

Zwykły zbieg okoliczności. Wręcz przypadek. I nagle, ostatni cyrograf został złożony. Coś, o czym jeszcze cztery miesiące temu bym nawet nie pomyślała, stało się realne.

Moje własne.

Wszystko się zmienia, a życie zaskakuje najbardziej.

05 lipca 2017

Koktajl logiczny

Chciałam sobie zrobić koktajl po fitnessie. Bananowy, mój ulubiony. Ale... No właśnie, do koktajlu bananowego potrzebne są banany. Miałam je nawet kupić. Jednak przechodząc obok sklepu zobaczyłam, że nie ma truskawek, więc nie wstępowałam. Bo skoro nie ma truskawek, to nie mam jak ich kupić.

Tak więc, całą winę za brak bananów do koktajlu zwalam na brak truskawek w sklepie.

30 czerwca 2017

Cyrograf

Podpisałam.

Nigdy bym nie przypuszczała, że jeden [no dobra, to nie był jeden] podpis może sprawić tyle radości.


06 lutego 2017

Gabik to kobieta

Wczoraj, ku mojemu zaskoczeniu odkryłam, że zachowuję się jak kobieta. Pojechałam do dwóch sklepów. Dosłownie. Ile może zając taki wyjazd? Dwie, ewentualnie trzy godziny z dojazdem do tychże sklepów i powrotem. Wyjechałam z domu o godzinie 11tej. Wróciłam po 19tej. Do tego za kierownicą zachowywałam się jak typowa baba. Naprawdę, moje umiejętności prowadzenia pojazdu mechanicznego spadły do poziomy zwykłej kobiety. Łącznie z parkowaniem na postoju dla taksówek. Aż dziwne, że mandatu nie dostałam. Tak samo poruszanie się po sklepach/chodnikach i innych takich. Ani Gabik nie wiedział, gdzie idzie, ani po co, ani co chce. Jednym słowem - katastrofa.

Mało tego, dzisiaj nie jest lepiej. Z tej rozpaczy robię sobie wolne. Żadnych nadgodzin w pracy. Żadnych fitnessów wieczorem. Idziemy z Wiedźmą na drinka. A co!

Nawet mnie za długo namawiać nie musiała.

21 stycznia 2017

Kula... śniegowa

Zawsze chciałam mieć kulę śniegowa. Z ładnym domkiem czy czymś takim. Niestety, w naszym pięknym kraju ciężko dostać takie coś. Głownie dlatego, że jeszcze ja mam wymagania, by było ładne. Też sobie wymyślam. Owszem, rynek jest przepełniony małymi, niedużymi kulami, teoretycznie śniegowymi, bo często jest tam po prostu brokat. Z brzydkimi, ze słabej jakość plastyku, domkami, koszmarnymi aniołkami czy innymi dziwnymi rzeczami. Szukałam nawet za granicą, ale nadal nigdzie nie znalazłam dużej kuli śniegowej. Do tego takiej, która by mi się podobała.

Mama Mufinka raz kupiła mi kulę. Małą, ale wyjątkowo ładną. Stoi sobie na półeczce, a ja ciągle szukam takiej dużej kuli. I w tym roku, pod choinkę [z lekkim opóźnieniem pocztowym] dostałam... kulę. No prawie.

Prawie, bo spełnia moje wymogi. Jest śliczna w środku. Ze śnieżkiem. Jest duża. I jest w słoiku! Uroczo to wygląda.







Niestety, w najbliższej okolicy takich nadal nie sprzedają. Prezent przyszedł do mnie z Japonii. A ja musiałam się nim pochwalić.