26 listopada 2014

Bum bum bum tarara

Gabiki odłożyć te bębenki, bo własnych myśli nie mogę zebrać.

Byłam na YAMATO Drums. I zdecydowanie, chcę jeszcze raz. Widowisko jest rewelacyjne. Dopracowane w każdym szczególe, tworzące wspaniałą atmosferę i emocje. Bębniarze porywają publiczność. Zachwycają. Są po prostu świetni.

Ale od początku. Na koncert wybrałam się z moją ulubioną Kuzynką. Już kiedyś chciałyśmy iść na jakiś koncert, gdzie jedynymi instrumentami są bębny. I w końcu nadarzyła się taka okazja. Szczególnie, że daleko nie trzeba było jechać. Niedawno otwarto nowe Centrum Kongresowe ICE Kraków. Z zewnątrz budynek robi bardzo fajne wrażenie. No i wreszcie jest miejsce w naszym Królewskim Mieście, gdzie można organizować różnego rodzaju imprezy. Zarówno małe, jak i te duże. Owszem, to już drugi taki ośrodek w Mieście. I dobrze, bo wreszcie można przebierać w ofertach  kulturalnych. A nie jeździć gdzieś po całym kraju.

Wracając do ICE. Byłam tam po raz pierwszy. I jakoś sam budynek nie zachwyca. Problem z parkingiem - niby jest dwupoziomowy parking podziemny, ale zmotoryzowani maja problem ze znalezieniem wjazdu. Wejście - drzwi obrotowe, które się automatycznie klinują. Ale czego się dziwić, skoro tłumy chcą wejść do środka, a drzwi przeznaczone na maksymalnie 5-6 osób. Bo większa ilość źle wpływa na czujniki i drzwi się zatrzymują. No nic. Nie poddawałyśmy się i w końcu weszłyśmy do środka. Szatnia zaliczona, potem szukamy sali. Na szczęście nie było to bardzo trudne - trzeba było podążać za tłumem ;-). Jednak korytarze, i ogólnie wewnątrz, miało się wrażenie, jakby Centrum było na końcowym etapie remontu. Wszędzie widać było jakieś nie do końca rozłożone stoiska albo materiały wykończeniowe. Zresztą, sama podłoga wyglądała, jakby była tymczasowa i brakowało jej ostatecznej warstwy. No nic.

Przedstawienie było w Sali Audytoryjnej. Duża sala o genialnej akustyce - nareszcie - i wyglądzie jakby była budowana w czasach PRLu. Nie można mieć wszystkiego, ale co tam. Najważniejsza dla mnie jest akustyka. Dzwięk podczas koncertu rozchodził się rewelacyjnie. I to nie tylko ze względu na to, że bębny mają moc. Jak publiczność klaskała, też było rewelacyjnie słychać. Pod tym względem jestem zachwycona. Właśnie na takie miejsce koncertowe czekałam. I liczę na to, że teraz większość koncertów będzie się odbywać w tej sali. Jedynie, do czego najbardziej się przyczepiam odnośnie samej sali, to światła. Podczas koncertu były wygaszone, owszem. Ale nie schody. Światła usytuowane w stopniach świeciły pełną mocą i po prostu przeszkadzały. Były za jasne, raziły. Jakby zostały przyciemnione tak, że dla osób idących po nich byłyby widoczne, ale nie oświetlały publiczności, byłoby wszystko w porządku.

Sam koncert był rewelacyjny. Przedstawienie dopracowane w najmniejszym szczególe. Często lubię słuchać muzyki, nawet na koncertach, z zamkniętymi oczami, ale tutaj się nie dało. Oczy chłonęły wszystko, co działo się na scenie, a uszy dźwięk. Głosy bębnów, ich moc, była zniewalająca. Zresztą, tego nie da się opisać. To trzeba samemu zobaczyć.

 Ja chcę jeszcze raz! - to za mało powiedziane. Ja idę jeszcze raz! Tylko pojawią się ponownie w mojej okolicy. Niekoniecznie najbliższej.


21 listopada 2014

Obserwacja

Czy wy też macie czasami wrażenie, że jesteście obserwowani? Ja zazwyczaj mam. Po prostu się wszystko na mnie patrzy. Na przykład:

- herbatka się na mnie patrzy - podejrzanie oczkami w zielonym futerku,
- kaloryfer się na mnie patrzy - zazwyczaj zimą, kiedy też obrasta zielonym futerkiem,
- ciastka się na mnie patrzą,
- łóżko się na mnie patrzy - i czasami merda ogonkiem.

Ogólnie, wszystko się na mnie patrzy. Ot, taka mania prześladowcza. Ostatnio nawet w pracy jestem obserwowana. Mam nawet na to dowód.



On się na mnie patrzy!

18 listopada 2014

Rozmówki

1.
Gabik: Wieczorem... Nie dożyje wieczora.
Wiedźma: Zdziwię cię: dożyjesz. Z rozpędu.
Gabik: ... :(

2.
A: Mam ohydne rajstopy.
J: Czemu ohydne? Normalne.
A: Ohydne. Taki babciny kolor.
J: Beżowe są przecież.
A: W sumie, to ja toleruje tylko czarny kolor rajtek.

3.
Piątek, popołudnie - tak w okolicach 15:00 po ciężkim tygodniu i jeszcze cięższym dniu:
Gabik: W? Jak ty wytrzymujesz z tyloma babami w jednym pokoju?



I dodatkowo, pewna adnotacja wpisana na zamówieniu dotycząca zakresu, jaki powinien obejmować wydane materiały: "Kwadrat o promieniu 200m".

Ot, życie.

16 listopada 2014

Manufaktura ciasteczek

Miała być. Jak zwykle nie wyszło. To znaczy coś wyszło, ale nie tak, jak powinno.

Zacznijmy od tego, że mam nową zabawkę. Wiedźma ja kupiła co prawda rok temu, ale nie zdążyła nawet odpakować. Chodzi o maszynkę do ciastek. Ja wpadłam na pomysł, że popiekę ciasteczka, wiec poprosiłam Wiedźmę, by mi podrzuciła tą maszynkę. Znalazłam dwa przepisy na ciastka, które można robić z maszynki i się zaczęło. Przystąpiłam do pracy - ciasto wyszło. Nie mam bladego pojęcia, jak powinno takie ciasto wyglądać, więc załóżmy, że jest dobrze. Niestety, obsługa maszynki okazała się dla mnie za trudna. Udał mi sie aż jeden wzór. No nic, może następnym razem wyjdzie lepiej.


Maślane. Powiedzmy, że wyglądają tak, jak powinny. Osobiście mi nie smakują. Możliwe, że to przez brak ekstraktu z wanilii, migdałów i chyba cytryny. Jeszcze nie posiadam takich rzeczy w swojej małej fabryce ciasteczek, ale kiedyś się dorobię. W zamian dałam mleko. Jednak mleko to nie ekstrakt, więc może dlatego też źle się nakładało maszynką?






 Te ciasteczka z kolei są duuuużo lepsze w smaku, niż wyglądają. W sumie, to one w ogóle nie wyglądają. Ale przynajmniej są dobre.

Cóż, konsystencja ciasta była tutaj taka sama, jak w tych powyżej - stąd wniosek, że ciasto dobre. Czyli to moja umiejętność obsługiwania się, z pozoru prostą maszynką, coś szwankuje. No nic. Może następnym razem pójdzie mi lepiej.

Miałam jeszcze robić wykrawane ciasteczka z ciasta kruchego, niestety, brakło mi sił. I chyba zapału. Trochę się zdenerwowałam tymi ciastkami powyżej i jakoś tak dałam sobie spokój na dzisiaj. Ale może za tydzień upiekę wykrawane ciasteczka.


14 listopada 2014

Idzie nowe, chociaż stare

Udało się!!

Wreszcie, po 2 latach pracy na umowie czasowej - bo zastępstwo należy do takiej - będę mieć umowę o pracę. Na razie tylko na pół roku, ze służbą przygotowawczą, ale co tam. Potem następna i mam nadzieję ostatnia, będzie już na czas nieokreślony. A wszyscy mówią, że owszem, egzamin po służbie przygotowawczej jest, stres - wiadomo, zawsze, ale jeszcze się nie zdażyło, by ktoś nie zdał.

W każdym razie, rekrutację, do własnej pracy, przeszłam. Za drugim podejściem, gdyż w zeszłym roku się nie udało.

Było bardzo wielu chętnych, przez co testy były trudne. Musieli zrobić trudne, by jak najwięcej osób odsiać. Testy zdała 1/3 ubiegających się. Potem była rozmowa kwalifikacyjna. Stres wielki. Z jednej strony - by dostać wreszcie etat, z drugiej, by się nie wygłupić przed dyrekcją. Poszło całkiem dobrze. To była moja pierwsza rozmowa kwalifikacyjna, z której wyszłam zadowolona.

Dzisiaj są oficjalne wyniki i jestem na liście. Udało się. Nie muszę się martwić, co będzie w styczniu. Moja stara umowa kończyła się z dniem 30 grudnia. Nową mam mieć od 1 grudnia.

Szczęśliwy Gabik.