30 września 2014

Co lepsze - film czy książka

Spór znany i stary. Tym bardziej nie będę go roztrząsać. W sumie, to chciałam tylko zaznaczyć taką luźną, moją własną, uwagę.

Miałam prasować, do tego najlepiej puścić sobie jakiś film. Znudzona przeglądałam stronę z filmami i nic nie mogłam wybrać. Natrafiałam na różne tytuły, i za każdym razem pojawiała się ta sama myśl - wolę przeczytać książkę. Niestety, nie opanowałam jeszcze prasowania i czytania jednocześnie.

Może to wina tego, że zbyt wiele książek przeniesiono na ekran. A może akurat tego dnia żaden tytuł mi nie przypadł do gustu. Tak czy inaczej, chęć przeczytania kilku starych tytułów pozostała. Tylko kiedy ja to zrobię...


28 września 2014

Do trzech razy sztuka

Do Niespodzianki dla Tygryska podchodziłam trzy razy. Nie jest łatwe, zrobić niespodziankę Tygryskowi - żeby było weselej, największym wrogiem tej niespodzianki była... pogoda.

Pierwszy raz próbowałyśmy z Aniołkiem. Przyjechała specjalnie z tego powodu. Zresztą - Aniołek była głównym pomysłodawcą Niespodzianki. Gabika dwa razy namawiać nie trzeba było. Ułożyłyśmy plan doskonały, termin, przyjazd Aniołka. Wszystko było super - tylko nie przewidziałyśmy, że pogoda nam plany pokrzyżuje. Bo jak tu iść do Wesołego Miasteczka, jak leje?

Bardzo zawiedzione, musiałyśmy zrezygnować z pieczołowicie przygotowanego planu i obejść się smakiem.

Drugie podejście miało być na zeszłotygodniową Imprezę. Niestety towarzystwo nie dopisało - a Aniołek tym razem nie dała rady przyjechać. Zresztą, jak przyjechałam do Tygryska pomóc jej przed Imprezą, to lało. Potem obie miałyśmy średni humor do wyjazdu do Wesołego Miasteczka, że się nie zdecydowałyśmy jechać. A jak już do tego dorosłyśmy, to było za późno by się z domu ruszać.

Obie bardzo niepocieszone i złe. Taka super Impreza by była, a tu pogoda nam znowu psikusa zrobiła. Bo jakby rano nie lało to by nie było dyskusji. Przyjechałabym do Tygryska, zostawiła ciasto i tortcik i zabrała Tygryska do Miasteczka.

Trzecie podejście było dzisiaj. Nareszcie udane. I ponownie jako niespodzianka. W piątek umawiałam się z Pogromcą w sprawie dowozu ciast na Wielką Imprezę. A on wyskoczył z pytaniem, czy bierzemy Tygryska w niedziele do Wesołego Miasteczka. Gabikowi dwa razy nie trzeba było proponować. Sprawdziłam pogodę - ma być ciepło i bez deszczu. To oczywiście, że jedziemy. Obgadaliśmy co i jak, gdzie [teoretycznie, Gabik jak zwykle "prawie" się zgubił] i w tajemnicy przed Tygryskiem. Chociaż obawiałam się gromów od strony Tygryska, gdyż była na niedziele umówiona z Pogromcą na ostatnie zakupy przed Wielką Imprezą.

Jeszcze dzisiaj rano Pogromca dzwonił czy jedziemy, bo mleko ktoś rozlał. Ale Gabik zdeterminowany oświadczył, że jedziemy. U mnie się przejaśniało, zapowiadali ładną pogodę - nie ma odwrotu. Ostatni dzień otwarcia. Nie przepuszczę.

I to był strzał w dziesiątkę. Tygrysek, gdy wjeżdżali na parking - oczywiście płatny, psioczyła że po co, trzeba będzie zapłacić tylko dlatego, że wjechaliśmy na chwilkę. Pogromca jej nagadał, że się umówił na spotkanie służbowe. Sasasa. Gdy mnie Tygrysek zobaczyła miała cudowną minę. I ten foch, że ona nas nie lubi i już. Bo nas nie lubi. I tak przez dziesięć do piętnastu minut. Może ciut dłużej. Tak w sumie, do trzeciej czy czwartej karuzeli.

http://www.wesole-miasteczko.pl/www/pl/

Było świetnie. Pogoda piękna - słoneczko, czyste niebo. Na tyle ciepło, by sama kurtka wystarczyła.  A kurtka potrzebna na niektórych karuzelach. Wiało troszkę. W głowie chyba jeszcze mi się kręci. Tylko Aniołka nie było. Niestety. Ale może następnym razem - planujemy do Wesołego Miasteczka w Wiedniu jechać - Aniołek nam potowarzyszy.

24 września 2014

Impreza

Z okazji Wielkiej Imprezy, jaka będzie za dwa tygodnie, w sobotę zrobiliśmy imprezę. Na cześć Tygryska, oczywiście. I w związku z powyższym, pochwalę się Wam, jaki wspaniały tort zrobił mój ulubiony Cukiernik.

Tort jest oczywiście Tygryskowy. Ale Gabików na nim nie zabrakło. Pierwsze zdjęcie, zrobione w samochodzie. Ot tak, jakbym nie dowiozła tortu w całości na miejsce przeznaczenia.


Poniżej zdjęcia, gdy tort podano. Niestety, ich jakość nie jest najlepsza. Tym razem telefon sobie nie poradził. No i mój błąd - wsadziłam torcik do lodówki, co by się nie rozpłynął w mieszkaniu - przez co truskawki się "zmroziły".

Tak w ogóle - truskawki tylko i wyłącznie dlatego, że stwierdziłam, że nie chce owocowego tortu. A jedyne owoce jakie jadam to jabłka, banany i właśnie truskawki. I mój ulubiony Cukiernik stwierdził, że skoro mogą być truskawki, to fajnie. A ja stwierdziłam, że o tej porze roku nie dostanie truskawek

Tort był oczywiście o smaku truskawkowym - przepyszny.




I tutaj to, co zostało z tortu. Oczywiście najważniejsze - Tygrysek. Już jest plan, że albo zje go Pogromca, albo zostanie zahibernowany w zamrażalniku na wieczność. Zdjęcia dużo lepsze, bo wreszcie został użyty ciężki sprzęt Tygryska - lustrzanka cyfrowa.



I Gabiki. A dokładniej, to jeden z Różowych - z wredną minką.


Tort był przepyszny i prześliczny. Na początku nawet nie chciałam go podać na stół. Zresztą, poinformowałam Cukiernika, że co najwyżej mogę ten tort zamknąć w gablotce i pobierać opłaty za jego oglądanie. Pokroić go też nie chciałam. Gdyby nie jedna dobra duszyczka, to pewnie byśmy nawet go nie spróbowali.

Może... Kiedyś... Nauczę się robić takie piękne torty.

18 września 2014

Jak ja niecierpię kurierów

Ma to oczywiście swoje uzasadnienie. I niech mnie nikt nie przekonuje, że kurierzy są w porządku. Bo ja rozumiem, że komuś może się nie chcieć. Ale nie rozumiem, że ktoś po prostu może mieć swoją pracę tak głęboko gdzieś. Jak mu się nie podoba taki rodzaj pracy to niech ją zmieni. Nikt mu pracować nie każe jako kurier.

O co tak naprawdę poszło? Wczoraj dzwonili do mnie z innej placówki mojej firmy - mieszczą się 3 ulice dalej, więc na piechotę to jakieś 15min. Dzwonili, że przyjechał kurier i ma paczkę do mnie. Ja zdziwienie - nic nie zamawiałam, kurierów nie cierpię więc tym bardziej nic nie zamawiałam, a do pracy w ogóle nic nie zamawiam. Chyba, że jakiś klient wpadł na pomysł przysłania mi jakichś dokumentów kurierem - zdarza się. No nic, ustaliliśmy, że odeślą kuriera do mnie. Samochodem będzie w 2 minuty. Półtorej godzinny później kończyłam pracę, a kuriera nadal nie było widać. Wzruszyłam ramionami i pojechałam do domu.

Dzisiaj rano przychodzę do pracy, a portier mnie wita i mówi, że dzwonili z innej placówki, tej 3 ulice dalej, że kurier tam zostawił jakąś paczkę dla mnie. Biorąc pod uwagę, że jestem godzinę wcześniej w pracy, to poszłam tam. Paczka oczywiście czekała na portierni. Pani mi mówi, że kurier zostawił, bo podobno ja wiem o tej paczce i miałam ją wczoraj odebrać. Ja w szoku - przecież kurier miał przyjechać do mnie z tą paczka. Powiedziałam pani portier, by następnym razem nie dały się namówić kurierowi i nie odbierały paczek. Kurier ma potwierdzenie, a adresat nie ma paczki.

Z tą paczką jest w ogóle zabawnie, bo sądziłam, że są to jakieś dokumenty. Ale paczka jest prostokątna, mała. Są na niej dane firmy która ją nadała. Moje imię i nazwisko, ale adres ewidentnie na tą drugą placówkę. Z czystej ciekawości sprawdziłam w systemie, czy pracuje ktoś o takim samym nazwisku w tamtej placówce. Nie, takiego samego nazwiska nie ma, ale jest bardzo podobne. Inne imię, ale dwie pierwsze litery się zgadzają i też jest to kobieta. I na tym podobieństwo się kończy. Ale czy paczka miała być dla niej? Tego nie wiem. Zadzwoniłam do tej firmy, która przysłała mi dziwną paczkę. Mają po nią przysłać kuriera. Więc chwilowo paczuszka leży sobie przy moim biurku i patrzy na mnie radośnie.

Wracając do kurierów. Niedawno, Aniołek zamawiała plecaczek, tylko wysyłka miała być na mnie. I miało to przyjść kurierem. Telefon był co prawda podany, paczka opłacona z góry, ale jak dzwonił telefon, to nie mogłam odebrać. Niestety, często tak jest, że jak się pracuje, a ja pracuję z klientami, to po prostu nie mogę odbierać prywatnego telefonu. Efekt tego był taki, że dużo później zadzwonił do mnie brat. Znalazł paczkę za ogrodzeniem adresowaną do mnie. Zwątpiłam. Ja wiem, z nie odebrałam telefonu, bo nie mogłam. Ale podobno firma miała zostawić awizo w razie nieodebrania przesyłki - a nie wrzucać ją za ogrodzenie. A jakby któryś sąsiad ją sobie wziął? Albo jakiś przechodzień?

To, że była opłacona, nie upoważnia kuriera do porzucenia paczki gdzie popadnie. Miałam wtedy dzwonić do firmy, w której zamawiałam przesyłkę, że nie dotarła, ale z braku czasu po prostu o tym zapomniałam. Mój błąd - niestety.

Z takich to, a nie innych powodów, po prostu nie zamawiam przesyłki kurierem. Albo Poczta Polska. Albo odbiór osobisty. Inna forma dla mnie nie istnieje. Oczywiście perypetii z kurierami miałam więcej. To są tylko dwa przypadki z ostatnich trzech miesięcy.

12 września 2014

Cola i sandały

Ot, taki epizodzik z życia Gabika.

Ze względy na fakt, że wraz z Krasnoludem zostałam sama w domu, zgodnie stwierdziliśmy, że nie chce nam się gotować. A najlepszym obiadem jest pizzałka. W związku z tym, udaliśmy się dzisiaj do pizzarenki na obiadek. I ku naszemu zaskoczeniu, przy jednym ze stolików siedziała wiedźma z kotem. Przepraszam, powinnam była napisać: Wiedźma z Kotem. Bezczelnie dosiedliśmy się. A co. Zamówiliśmy pizzałkę - oczywiście dla nas, Wiedźma z Kotem nie chciały. Były nawet tak zagadane, że nie zauważyły, jak im Gabik zajumał dzbanek z piwem. Chociaż Krasnolud mnie pocieszył, że gdybym zaczęła pić, to pewnie by dopiero wtedy zareagowały - ale ja nie jestem przekonana.

Po chwili, przyszła zamówiona przeze mnie Cola i herbatka dla Krasnoluda. A chwilę później i pizzałka. Gabik, grzecznie nałożyć chciał kawałek pizzałki na talerz. I co? I wylał całą szklankę swojego napoju na stół, spodnie, sandały i podłogę. No jakżeby inaczej. Efekt? Mokry Gabik, mokre wszystko.

Na szczęście w miarę ciepło było, więc zanim postanowiliśmy z Krasnoludem wracać do domu, zostawiając Wiedźmę i Kota w pizzarence, spodnie wyschły.  Jedyne, co dobre z tego wszystkiego wyszło to fakt, że wreszcie wyprałam sandały. A próbowałam to zrobić odkąd wróciłam z wakacji. Jakoś... nie było czasu. To nic, że cały zabieg zajął mi ok 20min. Tylko teraz sandały będą schły przez najbliższe dwa dni.

Ech... W czym ja jutro na imprezę pójdę?