Dni płyną, nie wiadomo kiedy i gdzie znikają. Zajęta różnymi rzeczami, na nic czasu nie mam. Nawet nie wiem, gdzie ten czas mi ucieka. Gorzej, bo przecieka mi przez palce i nawet nic konkretnego nie zdążę zrobić. A planów mam mnóstwo. Jak to Gabik.
Na razie, na głównym miejscu, jest sprzątanie po remoncie u Mamy Mufinka. A potem oczywiście impreza. Oj będzie się działo. Ale mam też inne rzeczy, które wymagają zrobienia czy zajęcia się nimi. I jakoś mi dzień ucieka zanim zdążę się za nie zabrać. Najlepszym tego przykładem jest to, że miałam sobie dzisiaj zrobić drzemkę po południu. Nie zdążyłam. A jak kryzys minął i odechciało mi się spać, to już nie było sensu szukać sobie podusi i kocyka.
Ech... Może to ciągle ta wiosenna depresja i brak słońca - w pracy mam stanowisko bez dostępu do światła dziennego. Zdarza się, że nie wiem, jaka jest pogoda na zewnątrz, dopóki nie wyjdę z pracy.
Tak więc, Gabikowi dni mijają, nie wiadomo kiedy i jak. Czas sobie biegnie swoim rytmem, a Gabik powolutku swoim. Nie spiesząc się. Kroczek za kroczkiem.
Ciekawe, kiedy się potknie i z łomotem wyląduje na ziemi.
oj tam od razu na ziemi... na łóżku!!! i raczej nie z łomotem, ale ze skowytem protestującej Sary :D
OdpowiedzUsuńDobrze, że nie w przestrzeni zawisłaś. Choć wyobrażenie sobie Ciebie pod sufitem mi się całkiem dobrze udało :P
OdpowiedzUsuń