04 marca 2015

Kulig

Planowany był na początek lutego, jednak z przyczyn organizacyjnych - organizator nie spodziewał się, że tak dużo chętnych będzie - został przeniesiony na koniec lutego. Na efekt nie trzeba było długo czekać - śnieg ukradli.

Ale od początku.

Wyjazd bladym świtem o 7mej rano z Królewskiego Miasta. Czyli ja musiałam wstać tak, jak codziennie do pracy. Chociaż nie, całe pół godziny później, ale to i tak jest ciemna noc. No bo dzień zaczyna się dopiero o 6tej rano, a ja wstać musiałam o 5tej. Ale co tam. Na autobus się nie spóźniłam. Jednak spać mi nie było dane. Tak to jest, jak się jedzie z ludźmi z pracy. Najpierw był wyzysk Gabików: rozdaj kieliszki [każdy dostał kieliszek, czy pije, czy nie; oczywiście szklany], potem - rozdaj śpiewniki [zostały przygotowane specjalnie na ten wyjazd, odpowiedni repertuar]. Na szczęście nie kazali mi polewać wódki. Bo to byłoby za skomplikowane, jak dla małego, biednego Gabika.

Podróż minęła spokojnie. Kto chciał, to pił, kto nie chciał, to nie pił.

W planie wycieczki było zwiedzanie cerkwi. Zasadniczo, jedna od drugiej niewiele się różniła. Wszystkie zabytkowe, wpisane na światową listę UNESCO. Polecam każdemu, kto będzie w Beskidzie Niskim. Są naprawdę urocze i przepięknie odnowione.

1. Kościół w Binarowej.


2. Cerkiew w Owczarach.


3. Kościół pw. św. św. Apostołów Filipa i Jakuba - Sękowa


4. Zabudowa w Bartnem






i muzeum



5. Cerkiew w Kwiatoniu


Oczywiście, zdjęcia robione moim telefonem, gdyż nadal nie dorobiłam się porządnego aparatu. Stąd też jakość jest, jaka jest. Nie mówiąc o tym, że pomimo braku słońca, ledwo coś widziałam na ekranie. Podejrzane.

Po zwiedzeniu tych wszystkich cerkwi, udaliśmy się na zasłużony obiadek. A po nim, był kulig. I tu pojawił się największy problem. Ktoś ukradł nam śnieg. Jeszcze do środy, zaginiony był. Natomiast w czwartek i piątek padał deszcz. I zniknął śnieg, a wszelkie ślady złodzieja zmył deszcz. Nie pozostało nam nic innego, jak na kulig jechać bryczkami.


Po kuligu była biesiada w karczmie. Czyli różne napitki, kiełbaski pieczone na ognisku [ognisko było rozpalone na specjalnym palenisku zbudowanym wewnątrz karczmy] i inne jedzenie. Były tańce i hulanki. I ogólnie, dobra zabawa. Niestety, z racji odległości, musieliśmy się zbierać do domu już o 21wszej. Jednak wesoły autobus był nad wyraz grzeczny - wszyscy posnęli. A do Królewskiego Miasta wróciliśmy tuż przed północą. W związku z czym, w  domu byłam zdecydowanie za późno.

1 komentarz:

  1. Ty z tym za skomplikowanym polewaniem wódki to nie przesadzaj! Gdyby pamiętny Sylwester miał miejsce w dobie telefonów multimedialnych to mielibyśmy twarde dowody na karcie pamięci jak to Gabiki nie umieją. Tego zawodowstwa przy szampanie w wykonaniu nieletniego (albo ledwo letniego - nie pamiętam) Gabika raczej nie zapomnimy :)

    OdpowiedzUsuń